Mystek, dotknąłeś tematu, który mógłby się przerodzić w burzliwą dyskusję Pewnych zachowań nigdy nie uregulują przepisy bądź ich brak. To raczej z czego innego wynika. Bo czy możesz być na co dzień człowiekiem zachowującym się poprawnie, kulturalnym, szanującym innych, a nagle za kółkiem stajesz się burakiem? Nie sądzę. Pójdę dalej- pokaż mi jak zachowujesz się za kierownicą, a powiem ci kim jesteś.
Mystek, trzeba zwrócić uwagę, że to nie wzięło się z niczego. Pamiętam statystyki policyjne jak mieszkałem w Londynie. Kilka zabójstw dziennie, co kilkadziesiąt minut dźgnięcie nożem i kilka skradzionych samochodów dziennie. W takiej sytuacji to naturalne, że nie będą tracili czasu na pierdoły jak światła czy pasy. Jak się zastanowić to może i lepiej, że nasi policjanci wciąż mają czas na takie drobne rzeczy, a nie muszą zajmować się narastającymi, grubszymi sprawami...
#Nivea - a to, to wiadomo . Generalnie brak przepisów i zbyt duża ilość przepisów ma swoje wady i zalety, bo w przypadku pierwszym wszystko zależy od szczerości gościa, z którym się np stuknąłeś, czy będzie coś ściemniał i się bronił, czy "przyjmie na klatę" np swoją winę, no i też jak już jest policja, to wszystko zależy od interpretacji policjanta, jest pewnie swego rodzaju sędzią.
Zbyt dużo przepisów z kolei powoduje mętlik w głowie, człowiek nie jest w stanie zapamiętać tego wszystkiego i znajdą się cwaniaki, które to będą wykorzystywać jak z tym najechaniem na tyłek, ktoś specjalnie wyhamuje ostro i bum.
#Fador - a nie uważasz, że "co kilkadziesiąt minut dźgnięcie nożem" jest czymś "normalnym" w mieście mającym 8mln ludzi? demografia się kłania. Jak masz wioskę gdzie mieszka 10000 ludzi, to jedno dźgnięcie nożem dziennie będzie rzadkością, ale jak masz 8mln ludzi, to kilkanaście dźgnięć dziennie jest czymś "normalnym". Należałoby raczej zapytać o ilość tych dźgnięć na ilość mieszkańców i porównać to do sytuacji w Polsce ile przypada dźgnięć na całe województwo Małopolskie (3,3mln osób) i województwo Śląskie (4,6mln) razem wzięte. To dałoby nam rzeczywisty obraz czy policja ma się czym zajmować w Anglii, czy też nie
Dokładnie tak. Da się zaobserwować to na ulicach. Żeby nie było - nie mówię, że Anglicy są tacy idealni, bo nie są, aczkolwiek ich jazda jest dużo bardziej... spokojna, przewidywalna. W zasadzie mało kto tam zapieprza autem, wszyscy jak owieczki jednym tempem, różnica max 10km/h między lewym a prawym pasem. Ale zdarzają się turbo tępaki. Np ogromny znak zakaz wjazdu (droga jednokierunkowa), a tu koleś chce skręcić. Wszyscy za nim trąbią, a ten twardo wjeżdża - to najczęściej Pakistańczycy. Raz jeszcze widziałem babeczkę w Smarcie, która próbowała zaparkować... tyłem w miejscu, gdzie spokojnie wjechałyby 2 długie kombiaki i oczywiście jej to nie wychodziło
Ja miałem dwa obrazy tego jak jeżdżą anglicy, mieszkałem najpierw w Londynie a później na totalnym zadupiu w środkowej anglii gdzie byłem jedynym polakiem w okolicy. O ile w Londynie wszyscy jeździli grzecznie bo mandatów nie można było po prostu uniknąć - jak nie złapał Cie policjant to przyszło wezwanie na komende na podstawie nagrania wszędobylskiego CCTV. Na zadupiu - 80% ludzi jeździło po pijaku. Normalną rzeczą był objazd barów po okolicznych wsiach. W każdym barze spotkać się z ludźmi, wypić piwko i do następnej wiochy. Jeździłem też we Włoszech - gdzie podejście do przepisów jest już całkiem luźne. Jest sygnalizator, 3 pasy ruchu przed nim, w rzędzie na czerwonym świetle stoi 5 aut na odległość centymetrów. Każdy wie gdzie jedzie, jazda dynamiczna ale przewidywalna. Nikt sobie do gardeł nie skacze mimo ich temperamentu, nawet klaksony rzadko słyszałem. Kierunkowskazów prawie wcale nie używają i nie boją się o zadrapania. U nas auto to jednak dalej mocny wyznacznik statusu, dbamy jak możemy i broń boże jakby mi ktoś zadrapał... Mieszkałem też w Tajlandii gdzie przepisy ruchu nie istnieją. Tam trzeba kierować się 'zasadą stada'. Jak widzisz, że z góry leci stado, to sie pod nie nie pchasz. Jak widzisz większego, to mu nie wyjeżdżasz. Linie ciągłe nie obowiązują, ale bardzo kładą nacisk na kierunkowskazy i trąbienie jak przy wyprzedzaniu jest się w martwym polu lusterka - to okazuje się na prawdę działać choć przyznam, że podróżując tuk-tuk'iem byłem na początku po prostu obs*any ze strachu. Wszystkie inne auta obok były na wyciągniecie ręki przy niemałych prędkościach i takie lawirowanie pomiędzy uczestnikami ruchu nieprzyzwyczajonymi do tego (np w Polsce) skończyło by się pewnie źle. Jak tak sobie popatrzę na to wszystko to jednak u nas jest to dobrze wyśrodkowane. Jest jeszcze konieczny czas, żebyśmy mentalnie dorośli do kultury na drodze zachodniej europy. Fajnie, że dopuścili teraz możliwość kierowania motocyklami do 125ccm. Inaczej będzie się patrzyło na jednoślady i inaczej nabierze się nawyku spoglądania w lusterka kilka razy jak człowiek będzie wiedział, że na którymś z tych motocykli jedzie jego najlepszy kumpel czy druga połowa.
Ja mam z Włoch trochę inne doświadczenia odnośnie klaksonów niż Fador Wg mnie były jak najbardziej na porządku dziennym. Ale słyszałam, że tam dużo zależy od konkretnej części kraju. Duże zdziwienie wywołała Hiszpania, konkretnie trasa Alicante- Valencia, bo akurat ją kilkakrotnie przemierzałam. Primo fantastyczne autostrady, poza tym jak ktoś wyprzedził, zjeżdżał na prawy pas, nie było też jakichś kierowców którzy czuli potrzebę wiatru we włosach. W Valencji ruch konkretny, ale żadnej dzikiej szarży, wyrozumiałość i życzliwość innych kierowców. Nie wykluczam, że akurat tak z Maużem trafiliśmy, a jeśli tak, to mieliśmy szczęście za każdym razem. Druga kwestia bardzo dużo rond, które rozładowywały spory ruch.
Mystek, pewnie że to wszystko od człowieka zależy, czy będzie wypierał się winy, czy weźmie na klatę. Ja z własnego doświadczenia wypowiem się, że z policją można mieć pozytywne doświadczenie, ale sama sytuacja szczególnie miła nie była. Panowie byli sympatyczni i nie wychodzili z pozycji siły, nawet starali się trochę żartować. Dużo zależy od konkretnego człowieka i postawy własnej.
Fador wspomniał o kierunkowskazach- dla mnie to jedna z rzeczy, za które chętnie bym dusiła tych, co to uznają, że kierunkowskaz w aucie rzeczą zbędną. Ja informuję, co zamierzam zrobić i tego oczekuję od innych. Ale wymagać mogę głównie od siebie, inni i tak zrobią jak zechcą, jednak to nie oznacza, że mam do nich naginać, bo zwyczajnie nie uznaję tłumaczenia, że inni tak robią to i ja też. Mimo, że jeżdżąc widuje się zachowania, które bulwersują, irytują, szokują, wolę większą uwagę przywiązywać do tych, które budują, powodują, że odczuwasz to, o czym pisze EMPEGERO.
Jak to powiedział kiedyś prowadzący oidp "Jazdę Polską": "To my kierowcy, sami tworzymy korki". Blokowanie skrzyżowań, wjeżdżanie na nie, chociaż nie ma możliwości zjazdu, byle by ten nie wjechał szybciej niż ja.
Ale cóż, taki mamy naród i ludzi W Niemczech też pełna kultura na autostradzie - wyprzedzą, zjeżdżają. A u nas wyprzedzasz, a jakiś cep z 2 kilometrów za tobą Ci mruga już bo on jedzie 250... Czasem mam ochotę w takiej sytuacji przyhamować i jechać z prędkością wyprzedzanego pojazdu